Erasmus w Niemczech





Kiedyś wrzesień i pierwszy powiew jesieni kojarzyły mi się z powrotem do szkoły po wakacjach. Zawsze był to bardzo emocjonujący czas, nie inaczej było wtedy, kiedy przeprowadziłam się do Berlina. Poczytajcie o moich początkach w Niemczech!

Do Niemiec trafiłam we wrześniu 2010 roku 


Byłam studentką drugiego roku historii magisterskiej na Uniwersytecie Wrocławskim. Od dawna marzyłam o Erasmusie, ciągle jednak coś trzymało mnie w Polsce. Aż w końcu podjęłam decyzję, klamka zapadła, a ja ruszyłam w podróż mojego życia, która trwa do tej pory.

Sam wyjazd  był nie lada wyzwaniem. Do tamtej pory mieszkałam z rodzicami we Wrocławiu, więc nie miałam okazji spróbować, jak to jest żyć na własną rękę. Masa pakowania i - oczywiście - słoiki! Do stolicy miasta jechałam w ciemno, bo nie udało mi się wcześniej załatwić akademika - kaucję (die Mietkaution) należało wpłacić odpowiednio wcześniej, a pieniędzy ze stypendium jeszcze nie było. Na szczęście udało mi się znaleźć pokój w jednej z lepszych dzielnic Berlina - na Wilmersdorfie.



Nowa uczelnia - Freie Universität Berlin


Położony w Dahlem Wolny Uniwersytet Berlina to jedna z najlepszych uczelni w kraju. Powstał w części miasta okupowanej niegdyś przez USA, stając się konkurencją dla o wiele starszego Uniwersytetu Humboldta (HU), który został w strefie radzieckiej. Nie było tam więc pięknych, zabytkowych gmachów, a do centrum miasta kawałek trzeba było podjechać. FU leży bowiem na uboczu, w zacisznej okolicy domków jednorodzinnych.

Wszystkie zajęcia, na które się zapisałam, były prowadzone w języku niemieckim. Było to dla mnie nie lada wyzwanie, bo mój niemiecki plasował się na poziomie B1/B2 i zrozumienie zajęć kosztowało niemało wysiłku. Do tego zrozumienie prowadzących, to jedna sprawa, a zrozumienie bełkoczących studentów to druga. Ciężko było nadążyć, przychodziły kryzysy (JA SIĘ NIGDY  TEGO JĘZYKA NIE NAUCZĘ!!!), ale po pierwszym semestrze zaczęło trybić bardziej na luzie.

Jeśli Wasz niemiecki jest mocno zakurzony albo macie poważne braki gramatyczne, polecam sobie przed wyjazdem powtórzyć.

Erasmusowe imprezy


Na Erasmusa nie pojechałam sama. Pod koniec września dołączył do mnie kolega ze studiów, z którym się wcześniej nie bardzo znałam, ale w trakcie stypendium bardzo zaprzyjaźniłam. W międzyczasie poznałam jeszcze jednego Polaka oraz Francuza i tak się razem trzymaliśmy, uzupełniani przez wszystkie możliwe narodowości (głównie Hiszpanów).

Integracja z Niemcami wcale nie była taka prosta, ani oczywista. Erasmusy to istoty stadne, trzymające się najchętniej własnego towarzystwa. Dla nich organizuje się specjalne eventy, dyskoteki, wycieczki. Część zajęć jest przeznaczona tylko i wyłącznie dla Erasmusów i studentów przyjezdnych (oferta językowo-kulturowa). Niektórzy studenci z wymiany nie zamienili jednego dłuższego zdania z przedstawicielami ludności tubylczej!

Ale nie ja.

Miłość mojego życia


Pokój na Wilmersdorfie wynajmowałam tylko do grudnia. Potem pojawiła się okazja przeprowadzki do akademika na Zehlendorfie - Schlachtensee. W tym akademiku mieszkała nasza "paczka", imprezy wyprawiane były rotacyjnie w którymś z domów co piątek. Można tam było spotkać wszystkie możliwe narodowości, ale jednak przede wszystkim Niemców.

Podobno co czwarty student programu Erasmus poznaje stałego partnera właśnie podczas zagranicznego stypendium.

W mieszkaniu, do którego miałam się wprowadzić, spotkałam pewnego  przystojnego blondyna. Już podczas pierwszej wspólnej imprezy zaczęliśmy ze sobą kręcić. To właśnie dla niego przedłużyłam swój pobyt na kolejny semestr, co wiązało się z poważną zmianą finansowania.


Finanse


Na Erasmusa miałam jechać na jeden semestr. Na tyle UWr dawał wówczas stypendium. Celem było nauczenie się niemieckiego, zabawa, przygoda i do domu. Decyzja o zostaniu na semestr letni nie była więc prosta. Od początku żyłam oszczędnie, aby stypendium (jakieś 2000 euro) wystarczyło na jak najdłużej. Do tego doszły: stypendium naukowe (jakieś 100 e w przeliczeniu), nieoceniona pomoc rodziców i dorabianie sobie w ogródku piwnym (Biergarten przy Wannsee - jakieś 150 - 200 euro w miesiącu w semestrze letnim - to były czasy bez Mindestlohn!). Pokój w akademiku kosztował około 200 euro (w pierwszym mieszkaniu płaciłam 300). W sumie na miesięczne utrzymanie wydawałam około 400-500 euro.


Ponad 20% studentów zostaje

Po zakończeniu dwóch wspaniałych semestrów na FU Berlin... wróciłam do Polski.

Czekało na mnie mnóstwo różnic programowych. Na kierunku historia podobne przedmioty były tylko w ramach studiów licencjackich. W przypadku studiów magisterskich programy bardzo się różniły i punkty punktami, ale trzeba było większość pominiętych przedmiotów zaliczyć. Niby na stronie Erasmus jest napisane, że "Program studiów zapisany w „Porozumieniu o programie zajęć” powinien być tak dobrany, aby nie było zbyt dużych różnic programowych", to jednak można sobie to często wsadzić między bajki.

Uporałam się z tym, ale pracy magisterskiej nie miałam już cierpliwości pisać (obroniłam ją dwa lata później). Wiecie pewnie jak to jest, kiedy człowiek się zakocha i tęskni każdą komórką ciała. Musiałam wrócić, znalazłam bardzo ciekawą praktykę, wyszłam za mąż...

Ale to już inna historia!



Korzyści


Oto korzyści, jakie wyniosłam z programu Erasmus:

  • Nauczyłam się języka niemieckiego poprzez świetne kursy na uniwersytecie (kulturowy i naukowy niemiecki), poprzez skomplikowane zajęcia na uczelni (jak np. Luxusgesetzgebung und Kleiderordnung im Mittelalter) oraz dzięki długim rozmowom z Niemcami i Erasmusami
  • Bardzo dobrze poznałam Berlin i jego historię, a to poprzez zajęcia na uczelni (Kulturelle Orientierung in Berlin), wycieczki dla Erasmusów, zwiedzanie na własną rękę oraz poznawanie berlińskiego życia od wewnątrz (bary, kluby, dyskoteki... ;)).
  • Mogłam chodzić na bardzo ciekawe zajęcia, które nie były oferowane w Polsce. Korzystałam przy tym z ogromnych zasobów tutejszych bibliotek.
  • Poznałam mnóstwo ciekawych ludzi z całego świata. To niesamowite, rozmawiać z Hiszpanami, Francuzami, Norwegami czy Czechami w jednym miejscu :)
  • Nauczyłam się samodzielności i dysponowania swoimi finansami.
  • Znalazłam swoje miejsce na ziemi. Tam dom twój, gdzie serce twoje. Gdyby nie Erasmus, nie byłoby dzisiaj ze mną moich dwóch wspaniałych córek. 

Jeśli macie jakieś pytania, piszcie w komentarzach, chętnie odpowiem!




Komentarze